może przemówić, bo patrzy na mnie w milczeniu, jak zmęczony ptak... Siadam koło niej, kładę rękę na jej głowie i nie myślę o niczem więcej, prócz o niej...
Widzę w tych podczernionych oczach niezgasły jeszcze płomień uniesienia, widzę na tem czole poprostu stygmat sztuki, widzę, jak ta dziewczyna przynosi na ołtarz tego teatralnego molocha zdrowie, krew, życie, jak oto tchnienia brak w tej chwili w jej piersiach i obejmuje mnie taka litość, taki żal, takie współczucie, że nie wiem, co mam ze sobą zrobić...
Siedzimy tak czas jakiś w milczeniu; wreszcie Ewa ukazuje ręką na numer „Latawca“, leżący na tualecie i szepce:
— Jaka przykrość, jaka przykrość!...
Nagle wybucha nerwowym płaczem i poczyna się trząść jak liść...
Wiem dobrze, że płacze ze zmęczenia, nie z powodu „Latawca“, że ten artykuł jest błahostką, o której wszyscy jutro zapomną, że cały Ostrzyński nie wart jest jednej łzy Ewy, a jednak serce ściska mi się tem więcej. Chwytam jej dłonie i okrywam je pocałunkami, tulę je, przyciskam do piersi. Serce poczyna mi bić coraz gwałtowniej, dzieje się ze mną coś dziwnego.
Strona:PL Pisma Sienkiewicza t.19 - Ta trzecia (i inne nowele).djvu/087
Ta strona została uwierzytelniona.