gach przy wejściu z areny do stajen. Przez te szeregi wpada rozhukany, koń bez uzdy i siodła, a na nim jakby obłok muślinu, wstążek i tiulu. Jestto tancerka Lina. Rozpoczynają się harce przy odgłosie muzyki. Lina jest tak piękna, że młoda Mathilde córka piwowara z Opunciagasse zaniepokojona jej widokiem, pochyla się do ucha młodego grocernika Flossa z tejże ulicy i pyta z cicha czy ją kocha jeszcze. Tymczasem koń galopuje i oddycha jak lokomotywa, bicze klaskają, błazny, których kilku wpadło za tancerką wrzeszczą i biją się po twarzach, tancerka miga jak błyskawica; brawa się sypią. Co za przepyszne przedstawienie! Ale Nr. 1 mija prędko. Nadchodzi Nr. 2. Wyraz sachem! sachem! przebiega z ust do ust między widzami. Na błaznów bijących się ciągle po twarzach nikt już nie zważa. Wśród ich małpich ruchów masztalerze wnoszą wysokie na kilkanaście stóp drewniane kozły i stawiają po dwóch stronach areny. Muzyka przestaje grać Jankee Doodle a gra posępną aryę Komandora z Don-Juana, zaciągają drut między kozłami. Nagle snop czerwonego bengalskiego światła pada od strony wejścia i oblewa krwawym blaskiem całą arenę. W tym to blasku ukaże się straszliwy sachem, ostatni z Czarnych
Strona:PL Pisma Sienkiewicza t.19 - Ta trzecia (i inne nowele).djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.