są nie na swojej ziemi, daleko od ojczyzny i nie myślą o niej więcej, niż na to business pozwala. Przedewszystkiem trzeba jeść i pić. O tej prawdzie musi pamiętać tak dobrze każdy filister jak i ostatni z Czarnych Wężów.
Rozmyślania te przerywa nagle jakiś dziki świst w stajniach — i na arenie ukazuje się oczekiwany niespokojnie sachem. Słychać krótki pomruk ciżby: to on! to on! — i potem cisza. Syczy tylko bengalski ogień, który przy wejściu palą ciągle. Wszystkie spojrzenia kierują się na postać wodza, który oto ma wystąpić w cyrku na grobach ojców. Indyanin zasługuje rzeczywiście, by nań patrzono. Wydaje się dumny jak król. Płaszcz z białych gronostajów — oznaka wodza — pokrywa jego wyniosłą postać i tak dziką, że przypomina źle oswojonego jaguara. Twarz ma jakby wykutą z miedzi, podobną do głowy orła, a w tej twarzy świecą zimnym blaskiem oczy prawdziwie indyjskie, spokojne, niby obojętne — a złowrogie. Wodzi on niemi po zgromadzeniu, jakby chciał sobie upatrzyć ofiarę. Bo zresztą uzbrojony jest od stóp do głów. Na głowie jego chwieją się pióra, za pasem ma topor i nóż do skalpowania, w ręku tylko zamiast łuku trzyma długi drąg, który służy do chwytania ró-
Strona:PL Pisma Sienkiewicza t.19 - Ta trzecia (i inne nowele).djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.