— Pójdę po ziele. Jutro Zielone Świątki, trzeba będzie ziela do kościoła.
— A no!
Kasia naodziała się chustką na głowę — żółtą chustką malowaną w niebieskie kwiatki, i szukając jakiego koszyczka do ziela poczęła śpiewać:
„Oj przyleciał sokoliczek, przyleciał siweńki!“
Stary jął marudzić dobrotliwie:
— Żeby ci się tak chciało robić, jak śpiewać!
Kasia, która wspięła się na palce, by zajrzeć na półkę, odwróciła do ojca głowę, rozśmiała się wesoło i ukazując białe ząbki, śpiewała dalej, jakby się drażniąc:
„Huka w boru, szuka w boru miłej kukaweńki“.
— Radabyś i ty sobie sokolika wykukała — mówił dalej stary. — Może tak sokolika od smolarni? Ale to głupstwa są. Śpiewaniem na kawałek chleba nie zarobisz.
A Kasia na to:
„Oj nie hukaj soliku, nie szukaj, nieboże!
Jużci twoja kukaweńka na denku w jeziorze“.
— A niech tu tatulo zrobi obrządki — mó-