i mimowoli cieszy się myślą, jak to będzie opowiadał za powrotem i jak miejscowi sceptycy nie będą mu wierzyć, by były na świecie drzewa, mające pięćdziesiąt sześć łokci obwodu. Rozmyślania te przerwał mi głos murzyna.
— Czarnej kawy? białej?
— Czarnej, jak sam jesteś — chciałem odpowiedzieć, ale odpowiedź byłaby nietrafną, stare bowiem murzynisko miało białą, jak mleko, czuprynę i ledwo nogi włóczyło ze starości.
Tymczasem obiad się skończył. Wstali wszyscy. Ojciec farmer zapchał sobie żuchwy tytoniem, mama farmerka, siadłszy na biegunowem krześle, poczęła się bujać zawzięcie, a córka, jasnowłosa, grzywiasta Poly, czy Katty, poszła do pianina i po chwili usłyszałem:
— Jenkee Doodlee is going down Town...
— Nie mnie brać na Yankee Doodlee! — pomyślałem sobie. — Od New-Yorku do Maripozy grają mi to panny na fortepianach, żołnierze na trąbkach, murzyni na bandżach, dzieci na kawałkach wołowych żeber. Zapomniałem! Jeszcze na okręcie prześladowała mnie Yankee Doodlee. Zczasem w Ameryce pojawi się zapewne choroba: Yankee-Doodlee-fobia!
Zapaliłem cygaro i wyszedłem na ulicę. Lekki
Strona:PL Pisma Sienkiewicza t.19 - Ta trzecia (i inne nowele).djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.