świętojański. Tu przytem i nie głodno i nie chłodno, i przestrzeni dużo, jest się gdzie rozkurczyć, jest ręce gdzie wyciągnąć... A przytem te lasy tak spokojne, ach! jak spokojne... Kilku murzynów, idących naprzeciw mnie, śpiewało dość dźwięcznemi głosami, szczęściem nie Yankee-Doodlee, ale „Srebrne nitki“.
— Dobry wieczór panu — rzekli uprzejmie, przechodząc koło mnie.
I ludzie tu jacyś życzliwi, grzeczni. Doprawdy, gdy przyjdzie starość, pomyślę nieraz o tej cichej Maripozie. Z wysoka doleciał mnie głos żórawi, ciągnących gdzieś ku Oceanowi. Rozkołysałem się i rozmarzyłem. Dziwne zebranie wrażeń, ale wróciłem do hotelu prawie rozrzewniony i jakiś tęskny. Począłem myśleć o domu, o moich, i także zacząłem śpiewać, ale także nie Yankee Doodle. O nie! Śpiewałem: „U nas inaczej! inaczej! inaczej!...“
— Puk, puk, puk!
— Ciekawym, kto to być może? — pomyślałem.
— Puk! puk!
— Comme in.
Wszedł gospodarz. Co u licha! co za kraj! I ten ma minę zupełnie wzruszoną. Zbliża się do mnie, ściska mnie silnie za rękę i nie puszczając mej dłoni, oddala się na długość ramie-
Strona:PL Pisma Sienkiewicza t.19 - Ta trzecia (i inne nowele).djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.