knąć: co za styl! Żeby tak kto do mnie mówił przez dobę, tobym chyba zaczął wyć... Brr! Tymczasem starzec wpatrywał się we mnie uporczywie i myśl jego zdawała się silnie pracować. Kilka razy jakby pragnął mówić i uciął. Widocznem było, iż sam czuł, że nie wyraża się jak każdy inny człowiek. Mówił zresztą bardzo poprawnie, ale z trudnością.
— W ziemi dalekiej stężał język mój i związały się wargi moje...
— Co prawda, to nie grzech! — pomyślałem.
Ale wesołość opuszczała mnie. Robiło mi się jakoś przykro i uczułem pewien wyrzut sumienia. Jak sobie tam mówi, tak mówi, ten starzec — myślałem — ale mówi ze wzruszeniem, z głębokim smutkiem i szczerze, a ja oto, jakbym podrwiwał sobie z niego.
I mimowolnie wyciągnąłem ku niemu obie ręce. Wziął je i przycisnął silnie do swych piersi, powtarzając:
— Rodak! rodak!
Takie uczucie drgało w jego głosie, że chwyciło mnie wprost za serce.
W każdym razie miałem przed sobą dziwną zagadkę, a może bardzo smutną. Począłem tedy patrzeć na niego, jakbym patrzył na starego ojca.
Strona:PL Pisma Sienkiewicza t.19 - Ta trzecia (i inne nowele).djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.