i łyżek mieszał się z gwarem wesołej rozmowy o jutrzejszej wycieczce w głąb zwierzyńca i o żubrach. Bądźcobądź miło jest sobie powiedzieć: jestem w Białowieskiej puszczy, o której prawili mi mój dziad i ojciec i będę jutro widział żubry, których prawdopodobnie ani dziadek, ani ojciec nie widzieli — milej jeszcze, gdy się taką wyprawę odbywa w dobranem i sympatycznem towarzystwie, gdy się ma spędzić kilka dni życiem koczowniczem, pełnem wrażeń na wycieczkach w różne „straże“ nieznanej kniei. Nakoniec nie jest nieprzyjemną i myśl, że w przerwach poetycznych natchnień, jakiemi obarcza duszę puszcza, będzie się miało do czynienia z bigosem. Z dawnych czasów zostało w nas trochę żyłki żołnierskiej, więc gdy się człowiek znajdzie na jakiemś improwizowanem choćby obozowisku, gdy się oderwie od pióra, biura i krzesła, w które całe życie wrasta, to i duszy wesoło. Jest w tem coś nowego, niezwykłego.
Oto np. ściany izby całe ubrane są w rogi jelenie, daniele i łosie.... Przez małe okienko połyska w świetle księżyca żubr bronzowy, a dalej stoi nieruchoma puszcza.... Po wieczerzy wychodzimy na ganek — i na majdan. Widno, pogodnie. Mgła już znikła. Konie, skupione przy
Strona:PL Pisma Sienkiewicza t.19 - Ta trzecia (i inne nowele).djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.