ojciec i dziad, bo urzędy leśników przechodzą z ojca na syna.
— Czy panowie słyszeli jelenie? — pyta przeciągłym głosem.
— Nie. Czy można je ztąd słyszeć.
Leśnik patrzy przez chwilę na gwiazdy.
— Tylko słychać jak rozpoczną. Teraz, panie, bekowisko. Samce straszą się po całych nocach. Taki ryk, że człowiek niezwyczajny i spaćby nie mógł.
Jakoż nie trzeba było długo czekać. Krótki, urwany, chrapliwy ryk zagrzmiał nagle wśród ciszy i natychmiast odpowiedział mu drugi. Konie przy wozie, jako pochodzące z równin i nieprzywykłe do lasów, ni do podobnych głosów, targnęły za postronki, przestały jeść owies i strzygąc uszyma, poczęły chrapać niespokojnie. Tymczasem cała puszcza rozebrzmiała na około, w samym bowiem zwierzyńcu, na skraju którego stoi chata, jest przeszło sto sztuk jeleni. Zwierzyniec to nielada. Stanowi go sześćdziesiąt włók lasu, ogrodzonych częstokołem — lasu, tak dzikiego, a miejscami bagnistego, jak każdy inny. Są tam osobne części dla żubrów, dzików i jeleni. Głosy tych ostatnich rzeczywiście nader są przykre i ponure. Ryk składa się z krótkich, urywanych, gardłowych
Strona:PL Pisma Sienkiewicza t.19 - Ta trzecia (i inne nowele).djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.