stado mignęło, zaszeleściały zarośla. Kilka grzbietów błysnęło po nad krzakami i znikło.
Zrobiliśmy mały wypoczynek. Tymczasem przyjechał nadleśny, który wysłał budników na poszukiwanie żubrów. Była obawa, że, nie wiedząc, gdzie jesteśmy, mogli pognać stado w inną stronę. Nagle, w oddali, pokazał się jakiś wieśniak i szedł spiesznie, jakby nam chciał co zwiastować.
— A co tam? są żubry? — spytałem go.
Chłop zwrócił na mnie wielkie, jakieś przestraszone niebieskie oczy — ogarnął niemi całe zgromadzenie, i przeszedł spiesznie, nie odrzekłszy ni słowa. Uderzyła mnie jego twarz. Była wychudła, blada a w spojrzeniu miał coś nieprzytomnego.
— To waryat — rzekł nadleśny. — Dobry człowiek. Nikomu nie robi nic złego. „Dobry mały“. Błąka się tak po całych dniach — jakby kogoś szukał. Nocą przychodzi do Bud. Dają mu jeść. Biedne człeczysko.
Rzeczywiście był to wieśniak z Bud, który zwaryował — jak się zdaje — z przerażenia, w czasie ostatniej wojny tureckiej, w której brał udział jako żołnierz. Odesłano go do domu i odtąd przebiega w rozmaitych kierunkach puszczę, jakby kogoś poszukiwał. Do ludzi nic nie mówi. Spotkawszy kogoś, mija go z pośpiechem, rzuca-
Strona:PL Pisma Sienkiewicza t.19 - Ta trzecia (i inne nowele).djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.