wszędzie: między pieszych i konnych, na stopnie i między koła powozu, niektórzy wdrapują się na skarpy cyrkowych murów, niektórzy stają na kamiennych słupkach, znaczących drogę dla powozów. Ich kędzierzawe czupryny, błyszczące oczy, wyraziste rysy, smagłe twarze i rozchełstane na piersiach, podarte koszule, przypominają mi nasze cyganięta, a także i chłopców na obrazach Murilla. Niektórzy z nich sprzedają prócz programów świstawki. Dalej między tłumami widać przekupniów pomarańcz, „aguadorów“ z miedzianemi beczułkami na plecach; tu sprzedają kwiaty, tam słychać brzęk gitary, na której gra stara, ślepa kobieta, prowadzona przez dziewczynkę.
Ruch, wrzawa, śmiechy, wachlarze furkoczą jakby tysiące skrzydeł ptasich, a na to mrowie ludzkie, słońce zlewa potokami białe światło z głębokiego, bez jednej plamki błękitu.
Wtem ze wszystkich stron rozlega się okrzyk: „mira! mira!“ (patrz, patrz!) i po chwili zmienia się w grzmot oklasków, który nakształt prawdziwego grzmotu leci z jednego końca tłumów w drugi — to cichnie, to wzmaga się i roztacza naokół całego cyrku.
Co się stało? Zapewne przyjeżdża krolowa z dworem?
Strona:PL Pisma Sienkiewicza t.19 - Ta trzecia (i inne nowele).djvu/257
Ta strona została uwierzytelniona.