Strona:PL Platon - Biesiada Djalog o miłości.djvu/113

Ta strona została przepisana.

że trzeźwy jesteś, bo nie kołowałbyś tak zręcznie, byle tylko zataić powód, dla którego wszystko to wypowiedziałeś; dopiero przy końcu wyjawiłeś go, traktując, jako rzecz dodatkową. Przecież celem twoim była chęc pokłócenia mnie z Agatonem, sądzisz bowiem, że nikogo nie powinienem kochać prócz ciebie, a Agatona tylko ty masz prawo kochać.
Ale nie wyprowadziłeś nas w pole: przejrzeliśmy jasno ten twój dramat satyryczno-syleniczny. Ale, prawda, kochany Agatonie? — to mu nic nie pomoże, przedsiębierz tylko środki, aby mnie z tobą nikt nie mógł poróżnić.
Na to odpowiedział Agaton:
Rzeczywiście, prawdę mówisz, Sokratesie, domyślam się, że tylko w tym celu zajął miejsce między mną i tobą, żeby nas rozdzielić, ale nic na tem nie zyska, bo zaraz położę się obok ciebie.
Na to Sokrates: Wybornie! Zajmij miejsce obok mnie.
Wówczas zawołał Alcybjades:
Jowiszu! Co ja muszę cierpieć od tego człowieka. Myśli, że wszędzie musi mieć pierwszeństwo przedemną, ale przynajmniej pozwól, przedziwny Sokratesie, aby Agaton spoczął między nami.
Na to Sokrates: To niemożliwe. Ty mnie chwaliłeś, a teraz na mnie przypada kolej chwalić mojego sąsiada z prawej strony, jeżeli zaś Agaton zajmie miejsce obok ciebie, to będzie musiał znowu mnie chwalić zamiast, żebym ja go chwalił.
Nie nalegaj więc, mój drogi, i nie zazdrość młodzieńcowi tej pochwały, którą mam wielką ochotę wygłosić.