charakteru i zajęcia, stara się wyrazić uwielbienie dla potężnego boga miłości. Tak przemawiają: sofista, lekarz, komik i tragik, zachowując każdy swój język i swoje właściwe wyrażenia. W końcu przemawia Sokrates i wkłada w usta Diotimy podstawowe motywy filozofji platońskiej.
Po skończeniu jego przemówienia, nagle, podtrzymywany przez towarzyszy wkracza do izby biesiadnej napół pijany Alcybjades, chcąc uwieńczyć laureata gospodarza, ale zoczywszy Sokratesa, zamiast chwalić Erosa, zwraca się do swego mistrza i wygłasza na jego cześć wspaniałą pochwałę, w której porównywa go z powierzchowności do Sylena, a z ducha do bóstwa.
Ponieważ drzwi do domu Agatona stały otworem, korzystając z tego, jakieś wesołe towarzystwo doń wkroczyło; zaczęła się hulanka, w której nasi współbiesiadnicy już udziału nie brali. Pozostali tylko Sokrates, Arystofanes i Agaton, którzy, popijając z jednego puhara, gwarzyli ze sobą do wschodu słońca.
Pierwszym z współbiesiadników, który wygłosił pochwałę na cześć Erosa, był Fedr, wsławiony po wszystkie czasy przez djalog Platona, tegoż nazwiska.
Mowa jego jest jakby ćwiczeniem dojrzewającego ucznia na zadany temat. Składa się ze wstępu: 1) Eros jest najstarszym z bogów. 2) Rozwinięcia: Eros jest sprawcą wszystkiego dobra: a) wstydu