mowę, w której, o ile mię stać na to, splotłem myśli lekkie z poważnemi.
§ 20. Gdy Agaton skończył przemówienie (opowiadał Arystodem), wszyscy obecni głośno oświadczyli, że mowa ta młodzieńca była godną zarówno jego samego, jak i boga, a Sokrates zwrócił się do Eryksymacha z temi słowy: No, jakże synu Akumena! Czy nie słusznie lękałem się i czy nie byłem dobrym prorokiem, gdy wam zgóry zapowiedziałem, że Agaton będzie przemawiał zachwycająco i że mnie wprawi w kłopot.
Eryksymach. Istotnie, prawdę powiedziałeś, że Agaton będzie mówił dobrze, ale żeby cię to wprawiło w kłopot, tego nie przypuszczam.
Sokrates. Mój drogi! A czyżbym ja, lub ktokolwiek inny, nie miał być w kłopocie, gdyby musiał mówić po przemówieniu tak pięknem i pełnem treści? Wprawdzie nie wszystkie części tej mowy są w równej mierze piękne, to przecież zakończenie odznaczało się wyrażeniami tak pięknemi, że nie można go było słuchać bez podziwu. A gdy rozważam, że ja nawet w przybliżeniu nie będę mógł czegoś równie pięknego powiedzieć, to ze wstydu gotówbym uciec, gdybym wiedział dokąd. Mowa Agatona przypomniała mi po prostu Gorgjasza i omal nie stało się ze mną to, co z owym człowiekiem u Homera: zląkłem się, że Agaton przy końcu swojego przemówienia wypuści na moją mowę głowę Gorgijską potężnego mówcy i zamieni mnie w niemy kamień.[1]
- ↑ Jest tu gra wyrazów. Sokrates łączy głowę Gorgony (Odyssea. 11. 634.) z Gorgjaszem, znanym retorem.