upatrywał owo dobro w cnocie, a rozum uznawał tylko za najlepszy i najpewniejszy środek do jej osiągnięcia. Artystyp również uznawał rozum tylko za środek, za pomocą którego najpewniej osiągnąć można najwyższe dobro; dobrem jednakże według niego była rozkosz. Żadna z tych trzech teoryj nie okazała się jednak wystarczającą. Dobro Euklidesa równało się prawie owej nieruchomej, jednostkowej substancyi Eleatów; było pierwiastkiem więcej dyalektycznym, niż etycznym.
[1]
Poglądy zaś Antystenesa i Arystypa, aczkolwiek wręcz sobie przeciwne, o tyle przecież zbliżają się do siebie, że nie wychodzą po za obręb widnokręgu etycznego. Zapatrując się na dobro jako na czynnik, normujący uczynki ludzkie, nie zeszli oni z jednostronnego stanowiska moralnego. Platon tymczasem nie zadawalnia się teoryami ani swego mistrza, ani swych przyjaciół, lecz od razu poznaje ich niedostatki i szuka niezmordowanie owego filaru, na którymby mógł oprzeć olbrzymi gmach, obejmujący wszystkie części filozofii.
Celu tego Platon nie osiąga od razu. Badając dzieła jego od początku do końca, nie trudno wprawdzie dopatrzeć się rozmaitych wpływów, lecz w nich występuje zarazem wyraźnie na jaw stopniowe wyswabadzanie się z pod tych wpływów postronnych. Już w Lizysie roztrząsa Platon kwestyę dobra, lecz nie dochodzi do należytego rezultatu; nazywa je wprawdzie tem, co ludziom najwięcej przyjazne, lecz nie określa go jasno i ściśle. W Charmidesieodnosi je do zakresu poznania rozumowego, a zarazem i cnoty, łącząc je ściśle z pojęciem rozumu; — pośredniczy tedy między Euklidesem a Antystenesem. W Eutydemie i Menonie dochodzi do pojęcia najwyższej mądro-
- ↑ Dla tego też etyka u zwolenników Euklidesa była w zupełnem prawie zaniedbaniu.