w jej skład wchodzi wiele części, do siebie niepodobnych.
A choćby niektóre z nich okazały się wręcz sobie przeciwne, czyż byłbym godzien prowadzić dysputę, gdybym bojazliwie a uparcie chciał utrzymywać, że żadna nauka niczem się nie różni od drugiej; wskutek czego ta nasza rozmowa rozwiałaby się jak baśń jaka, a my sami szukalibyśmy zbawienia w czczej gadaninie.
P. Tak jednakże być nie powinno i zaradzić temu potrzeba. Podobieństwo, jakie w naszych, aczkolwiek przeciwnych sobie twierdzeniach napotykam, bardzo mi w tym względzie na rękę; uznajmy tedy wielość i różność rozkoszy, oraz wielość i różność nauki.
S. Nie ukrywajmy jednak, Protarchu, wielorakich różnic, zachodzących między mojem i twojem pojęciem dobra; owszem starajmy się je otwarcie wyświetlić; może, zbadawszy je dokładnie, przekonamy się, czy rozkosz, czy mądrość jest dobrem, czy też coś trzeciego. Boć teraz już przecież nie chodzi nam o to, czy moje zdanie zwycieztwo odniesie, czy też twoje, lecz obaj mieć winniśmy na oku przedewszystkiem prawdę.
P. To bezwątpienia jest naszym obowiązkiem.
S. A więc utwierdźmy najprzód to nasze wspólne zdanie bliższem wzajemnem porozumieniem się.
P. Jakie zdanie?
S. Zdanie, które wszystkim ludziom sprawia trudności; niektórym za ich wiedzą i wolą, innym niekiedy bezwiednie.
P. Mówże jaśniej.
S. Mam na myśli ów pewnik, któryśmy wspólnie wynaleźli, a który w swej istocie jest bardzo dziwny, boć dziwnem wydaje się zdanie, że jedność jest wielością, a wielość równocześnie jednością, i łatwo o sprzeczkę z każdym, kto za jednem lub drugiem wyłącznie obstaje.
Strona:PL Platon - Fileb.djvu/48
Ta strona została skorygowana.