wy? Dalej, czy je uznać należy za coś niezmiennego, co nie ma ani początku, ani końca, za coś stałego? Wreszcie, czy istnieją jako coś rozdartego, co się stało wielością, w nieograniczonej ilości rzeczy, podległych przeobrażeniu; czy też istnieją zupełnie jako całości w samych tych rzeczach po za obrębem samych siebie?[1] To ostatnie uznać by należało za najmniej możliwe, bo jakżeż przypuścić, aby jedna i taż sama jedność istnieć mogła zarazem w jedności i w wielości. Otóż ten to stosunek jedności do wielości miałem na myśli, Protarchu. Niewyświetlony należycie, stosunek ten staje się przyczyną wszelkich wątpliwości, a przeciwnie doprowadza do zupełnej pewności, gdy zostaje należycie określonym.
P. A więc, Sokratesie, zapewne najprzód trzeba będzie wziąść się do tego.
S. Ja przynajmniej tak sądzę.
P. Bądź przekonany, że z tobą razem godzimy się na to wszyscy. Fileba zaś najlepiej nie trudźmy pytaniami, kiedy sobie spokojnie wypoczywa.
S. Niechże tak będzie! Od czegóżby jednak zacząć ten tak doniosły, a tak wieloraki zarazem spór, dotyczący naszych wątpliwości. Czyżby może od tego?
P. Od czegóżby?
S. Twierdzimy przecie, że jedność i wielość napotykamy zarazem wszędzie i zawsze we wszystkich rze-
- ↑ Dla oznaczenia owych jedności o których tu mowa, Platon używa wyrazów: ἕν, ἑνάς, μονάς. Stanowią one podstawę całej ideologii Platona, gdyż owemi henadami i monadami są właśnie u Platona pojęcia ogólne, rodzajowe, idee t. j. czynniki wspólne danemu szeregowi szczegółowych objawów.
Przypisek Red.