P. Ty mów.
S. Wynika z tego, że bóle i rozkosze istnieją w nas równocześnie, że wrażenie tych uczuć, aczkolwiek sobie przeciwnych, powstaje w nas także równocześnie, jak to się też w tej chwili okazało.
P. Tak się zdaje, w samej rzeczy.
S. Nie mówiliśmy także i o tem, i nie zgodziliśmy się na to?
P. O czem i na co?
S. Że ból i rozkosz wspólnie ulegają powiększeniu i zmniejszeniu[1] i należą do nieograniczoności?
P. Mówiliśmy o tem, lecz dla czego?
S. Jakaż tu najlepsza rada, aby i to wyświetlić należycie.
P. Jaka?
S. Chcąc to rozstrzygnąć, należy koniecznie porównać ze sobą objawy bólu i rozkoszy i wykazać, który z nich jest większy lub mniejszy, który przedstawia się w wyższym stopniu, który jest silniejszy, mając przy tem na oku porównanie zarówno bólu z rozkoszą, jak bólu z bólem i rozkoszy z rozkoszą.
P. Tak jest rzeczywiście i takie jest nasze zadanie.
S. Jakżeż jednak? Czynność wzroku mija się z prawdą, gdy patrzymy na przedmioty zbyt z blizka lub z daleka i w skutek tego dochodzimy do fałszywych myśli o rzeczach; czyżby toż samo nie miało się odnosić do bólu i rozkoszy?
P. Więcej daleko jeszcze, Sokratesie!
- ↑ Dosłownie, że ulegają owemu więcej i mniej; zob. przypisek na str. 42.
Przypisek Red.