Strona:PL Platon - Menexen 1856.djvu/6

Ta strona została uwierzytelniona.

zja? Sokr. Jeżeli nie zawinię; boć od niéj saméj uczyłem się i zaledwo chłosty nie odebrałem, gdy tu i owdzie coś zapomniałem. Menex. Czemuż więc nie powtarzasz? Sokr. Ależ, żeby się nie gniewała mistrzyni, iże rozgłaszam jéj mowę. Men. Bynajmniéj, Sokratesie, tylko praw, bo bardzo mi dogodzisz, czy to Aspazji czy którego innego pracę mi podając, mów jedno. Sokr. Lecz może mnie wyśmiejesz, gdy ci już jako starzec wydam się bawić błahościami. Menex. Jak najmniéj, Sokratesie, tylko mów pod każdym względem. Sokr. Toć trzeba, a jeszcze ciebie zadowolnić, o mało bo niedogodziłbym ci, gdybyś mi kazał rozebrać się i tańczyć, skoro sami jesteśmy. Słuchaj więc. Podjęła tedy, jak mi się zdaje, słowo, poczynając od samych poległych w ten sposób.
W uczynku tedy dzierżą ci oto tutaj, co im od nas przystało, czego dostąpiwszy udają się przeznaczoną przedwiecznemi wyroki drogą, uroczystym pochodem publicznie zaszczyceni przez miasto, i z osobna przez swoich; mową zaś oddać jeszcze ozdobę mężom, i prawo nakazuje i powinnością jest; z mowy bowiem nad dzieły dzielnie dokonanemi pięknie wypowiedzianéj pamięć i zaszczyt działaczom przybywa od słuchaczy. Potrzeba takiéj tutaj (mowy), która