Strona:PL Platon - Obrona Sokratesa.pdf/39

Ta strona została skorygowana.

— Czy jest człowiek, który-by wolał doznawać raczej krzywd od swojego otoczenia, aniżeli odnosić korzyści? Odpowiadaj, kochanku! Wszakże i prawo odpowiadać ci każe! Czy jest człowiek, któryby chciał, aby go krzywdzono?
— Naturalnie, że nie...
— Dalej — czy ty oskarżasz mnie tu o to, że ja z rozmysłem psuję i znikczemniam młodzież, czy też, że bezwiednie?
— O, z rozmysłem!
— Jakto, Meletosie? Tak dalece-ż ty, w twoim wieku, mędrszy jesteś odemnie, sędziwego już starca, że ty wymiarkowałeś, iż ludzie źli źle zawsze postępują względem swego najbliższego otoczenia, a dobrzy dobrze; ja zaś do tego stopnia jestem ograniczony, że nie rozumiem tego, iż, jeśli zepsuję moralnie którego z codziennych mych towarzyszów, to sam się przez to na jaki czyn jego niegodziwy narażę? I ja, według twego zdania, świadomie popełniam taki potworny występek? Nie wierzę ja temu, Meletosie, a sądzę, że i nikt inny uwierzyć ci nie zechce... Albo tedy nie psuję młodzieży, albo, jeśli ją psuję, to nieumyślnie: czy tak więc, czy owak, ty mijasz się z prawdą.
Lecz jeśli ja psuję młodzież niechcący — w takim razie obowiązek nakazuje, za mimowolne takie przewiny, nie tu wytaczać sprawę, a oświecić sam na sam i przemówić do rozumu: boć oczywiście, skoro mi się oczy otworzą, przestanę czynić to, co bezwiednie czynię. Tyś atoli nie chciał, tyś unikał zbliżenia się ku mnie i oświecenia mnie, lecz pociągasz