Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/108

Ta strona została przepisana.

zaczął ciąć maszt jedną z siekier, odnalezionych w kajucie, zaś my wszyscy czuwaliśmy przy przewięziach i przyrządach blokowych. Gdy olbrzymia fala potężnie uderzyła w statek, padł rozkaz, by odciąc urządzenia blokowe. Było to dziełem jednej chwili. Ogromna masa drzewa i olinowanie runęły w fale morza, statek pozbył się bardzo znacznego obciążenia, przyczem nie ponieśliśmy bynajmniej większych szkód.
W obecnej chwili okręt nie zanurzał się już tak głęboko, jak poprzednio, mimo to jednak sytuacja nasza była jeszcze bardzo groźna. Na pomoc Augusta przy pompowaniu wody trudno było liczyć, mimo jego najlepszych chęci.
Groza sytuacji spotęgowała się jeszcze, gdy nagle olbrzymia fala położyła statek na bok. Balast masami spadał ku odwietrznej stronie — cały bowiem ładunek już od dłuższego czasu wyprawiał najdziksze harce pod pokładem wskutek gwałtownego kołysania się statku.
Przez parę chwil wydawało się, że nic już nie zdoła nas ocalić przed nieuchronną zagładą.
Na szczęście okręt wyprostował się nieco. Ale częściowo leżał jeszcze silnie na boku, wobec czego dalsza praca przy pompach stała się zupełnie bezcelowa. Gdyby jednak była nawet konieczna, to i tak nie moglibyśmy dalej pompować wody, albowiem w ciągu tej nieprzerywanej, wytężonej pracy poraniliśmy ręce, tak że obficie broczyły krwią.
Wbrew poradom Parkera poczęliśmy teraz rąbać także przedni maszt i po licznych trudnościach udało się nam uskutecznić ten zamiar. Gdy maszt spadał za burtę, porwał z sobą również dzióbak (maszt pochyły), skutkiem czego pozostał tylko goły kadłub statku.