Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/111

Ta strona została przepisana.

z pośród których wylewały się na nas w krótkich odstępach czasu tryskające strumienie wody. Nasze głowy w ciągu każdych trzech sekund pozostawały nad powierzchnią wody zaledwie przez jedną sekundę. Aczkolwiek leżeliśmy niemal tuż obok siebie, nie mogliśmy się zupełnie dostrzec. Kiedy niekiedy nawoływaliśmy się po imieniu, aby wzajemnie krzepić w sobie nadzieję i pocieszać oraz budzić odwagę tego z towarzyszy, który w danej chwili najbardziej tego potrzebował.
Niepokoiło nas bardzo wielkie osłabienie Augusta. Ponieważ zranione ramię utrudniło mu dość silne przywiązanie się sznurami, jak myśmy to uczynili, więc obawialiśmy się, że lada chwila fale zmiotą go z pokładu. A jednocześnie było bezwarunkowo niemożliwem, by któryś z nas zdołał pośpieszyć mu z pomocą. Na szczęście, właśnie jego pozycja była bardziej zabezpieczona, aniżeli nas innych, albowiem wysterczający w górę strzaskany pień kotwicznego kołowrotu ochraniał część jego ciała i łagodził bardzo znacznie napór fal, wpadających ustawicznie na pokład.
Ponieważ bryg leżał częściowo na boku, więc wogóle groziło mniejsze niebezpieczeństwo zmiecenia nas przez fale, aniżeli gdyby statek płynął w innej pozycji. Lewa burta — jak to już wspominałem — była silnie przechylona, wskutek czego część pokładu znajdowała się całkowicie pod wodą. W następstwie tego fale, uderzające w nas od strony prawej burty, łamały się w znacznej części na ścianie okrętowej i tylko częściowo do nas docierały, ponieważ leżeliśmy wyciągnięci na płask. Natomiast fale, spadające ztyłu od lewej burty, nie mogły nas zmieść z zajętego stanowiska.
Pozostawaliśmy w tej rozpaczliwej sytuacji aż do brzasku dnia. Dopiero wówczas ujrzeliśmy w całej