Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/118

Ta strona została przepisana.

że uderzył się mocno o schody i poranił się. Peters nie przynosił nic zgoła. Jak się okazało, posuwał się naprzód tylko z wielkim trudem i dotarł zaledwie do korytarzyka, ponieważ cały wysiłek skierować musiał ku temu, by utrzymać się na nogach; woda ustawicznie znosiła go do góry. Powrócił do nas ogromnie wyczerpany i musiał wypocząć kwadrans czasu, zanim odważył się na ponowną wyprawę.
Druga próba zakończyła się jeszcze gorszym wynikiem. Peters pozostawał tak długo pod wodą, nie dając nam umówionego znaku, że wreszcie zaniepokoiliśmy się i wyciągnęliśmy go bez wezwania. Niewiele brakło, by utonął. Twierdził wprawdzie, że parokrotnie dawał nam sygnał mocnem szarpnięciem liny my jednakże nie zauważyliśmy tego wcale. Wynikło to prawdopodobnie z tej przyczyny, że część sznura zaczepiła się o poręcz u stóp schodów.
Poręcz ta tworzyła wogóle tak niepożądaną przeszkodę, że postanowiliśmy ją usunąć, zanim przedsięweźmiemy nowe próby nurkowania w kajucie. Ponieważ nie posiadaliśmy, prócz własnych gołych rąk, żadnych innych narzędzi, zeszliśmy wszyscy trzej po schodach możliwie najgłębiej w wodę, uderzyliśmy w poręcz zjednoczonym wysiłkiem i wreszcie obaliliśmy ją szczęśliwie.
Trzecia próba była równie bezużyteczna, jak dwie poprzednie. Okazywało się coraz jaśniej, że bezwarunkowo nie osiągniemy zamierzonego celu, jeżeli nie zaopatrzymy nurka w balast, któryby obciążał go i utrzymywał na podłodze kajuty. Przez dłuższy czas upatrywaliśmy na pokładzie jakiegoś przedmiotu, któryby się nadawał do tego użytku. Znaleźliśmy wreszcie żelazny blok od lin, tak silnie już obruszony uderzeniami fal,