zwykle dziwne, a jedyną gwarancję ich prawdziwości dawałoby tylko moje własne zapewnienie (pomijając świadectwo jednego jedynego człowieka, będącego mieszańcem-indjaninem). Mogłem więc oczekiwać, że opowieść moja znajdzie wiarę jedynie w łonie mojej rodziny i wśród moich przyjaciół, znających z lat dawniejszych trzeźwość mego umysłu — a że natomiast szersze koła czytelników osądzą moje przygody jedynie jako bezwstydne, fantastyczne zmyślenie.
Wreszcie nieufność w własne zdolności pisarskie była jednym z głównych powodów, że nie chciałem uledz namowom moich doradców.
Wśród owych wirginijskich gentlemanów, którzy wyrażali największe zainteresowanie się moją opowieścią, a zwłaszcza tą jej częścią, która rozgrywała się na oceanie antarktycznym, znajdował się również pan Poe, były redaktor pisma „Southern Literary Messenger“, miesięcznika, wydawanego przez pana Tomasza W. White'a w mieście Richmondzie. Pan Poe doradzał mi z uporem, abym przygotował śpiesznie szczegółowy opis wszystkiego, co widziałem i co przeżyłem — doradzał mi, abym zaufał bystrości i inteligencji czytelników — przekonywał mnie bardzo wymownie, że, gdyby nawet moja książka była napisana nieudolnie, to właśnie ta naiwność zapewni najlepsze widoki wzbudzenia wiary wśród czytelników.
Pomimo tych wszystkich argumentów, opierałem się wypełnieniu jego żądania. Nie zrażając się tą moją nieustępliwością, zaproponował mi wówczas, bym pozwolił mu nakreślić jego własnemi słowami — wedle przedstawionych przezemnie wypadków — pierwszy okres moich przygód, celem ogłoszenia ich w „Southern Messenger“ w formie fantastycznej opowieści. Nie mogąc podnieść żadnego zarzutu przeciw tej propozycji,
Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/12
Ta strona została przepisana.