Niedługo później wydarzył się wypadek, który na razie zbudził największą radość, potem zaś przejął mnie uczuciem najgłębszej grozy, jakiej doznałem kiedykolwiek. Żadna z najstraszniejszych przygód, jakie przeżyłem następnie w ciągu dalszych dziewięciu lat, nie wywarła na mnie tak przejmującego wrażenia. A przecież w ciągu tych dziewięciu lat wydarzały się
wypadki najbardziej nadzwyczajne, wprost niesłychane, wypadki, w które niemal trudno uwierzyć.
Siedzieliśmy w kucki na pokładzie w pobliżu schodów, wiodących do kajut i raz jeszcze rozważaliśmy możliwość dotarcia do spiżarni, zawierającej prowianty.
W pewnej chwili spojrzałem na Augusta, który leżał naprzeciwko mnie. August pobladł nagle jak trup, wargi jego drgały w dziwny, zagadkowy sposób. Zaniepokojony wyglądem przyjaciela, przemówiłem do niego, ale nie odpowiedział mi wcale. Przypuszczałem już, że uległ nagłemu atakowi choroby. Ale zwrócił też moją uwagę wyraz jego oczu, utkwionych nieruchomie w jakiś punkt poza mną.
Zwróciłem głowę w tym samym kierunku.
Nie zapomnę nigdy przenikliwego okrzyku radości, jaki wydałem, ujrzawszy, że w odległości zaledwie dwóch mil płynie duży bryg, wyraźnie zdążający ku nam.