Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/125

Ta strona została przepisana.

wpływem ciosów potężnego dzioba, jakie zadawał żarłoczny ptak, kołysało się w taki sposób, że sprawiało wrażenie ciała żyjącego człowieka. Kiedy mewa zerwała się do lotu, trup zachwiał się i przechylił się ku przodowi, tak że ujrzeliśmy jego oblicze. Wydaje mi się, że nigdy ludzkie oczy nie oglądały potworniejszego widoku. Oczy trupa i cała część twarzy dookoła ust były wyszarpane dzióbem, skutkiem czego zęby obnażyły się całkowicie. To zatem był ten uśmiech, który łudził nas zwodną nadzieją, to więc był... Nie... wolę zamilczeć!
Bryg posuwał się, jak mówiłem, po odwietrznej stronie wzdłuż tyłu naszego okrętu. W miarę oddalania się tajemniczego statku i jego straszliwej załogi gasła także nasza nadzieja ocalenia się.
Ponieważ przez pewien czas bryg płynął tuż za nami, znaleźlibyśmy niewątpliwie sposób przedostania się na jego pokład. Ale niespodziewane rozczarowanie i nagłe straszne odkrycie przytępiły w nas zdolność myślenia i zastanawiania się. Staliśmy bezmyślni, znieruchomiali. Zaczęliśmy znowu myśleć i działać dopiero wówczas, gdy już było zapóźno, gdy korpus brygu zaledwie majaczył na widnokręgu. Dopiero wtedy zastanowiliśmy się, czy byłoby możliwem przepłynąć oddzielającą nas przestrzeń i dotrzeć do brygu. Ale było już zapóźno.
Niejednokrotnie później usiłowałem rozwiązać zagadkę, jaką krył w sobie ten straszny statek. Budowa jego i wyekwipowanie wskazywały, jak już wspominałem, że był to holenderski okręt handlowy. W tem samem mniemaniu utwierdzały mnie stroje załogi. Coprawda, moglibyśmy byli bez trudności odczytać nazwę statku i poczynić inne spostrzeżenia, dające