Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/134

Ta strona została przepisana.

uwierzyć, że są to ci sami ludzie, z którymi wypłynąłem z Nantucket.
Stan Parkera był również pożałowania godny. Zaledwie potrafił podnosić głowę, tak był osłabiony. Jednakże wydawało się, że posiada jeszcze więcej energji, aniżeli tamci dwaj. Bardzo cierpliwie znosił cierpienia, nie skarżył się, przeciwnie, usiłował wszelkimi możliwymi sposobami wpoić w nas otuchę.
Ja sam, aczkolwiek na początku podróży chorowałem ciężko i w dalszym ciągu byłem osłabiony, ku czemu przyczyniała się delikatna konstytucja mego organizmu, czułem się jednak rzeźwiejszym od nich, chociaż, coprawda, wychudłem bardzo. Ale zachowałem w całej pełni moje duchowe zdolności, podczas gdy moi towarzysze całkowicie zdziecinnieli. Raz poraz oblicza ich wykrzywiały się głupkowatym uśmiechem i grymasem idjotów, jednocześnie zaś wygadywali wszelakie niedorzeczności.
Kiedy niekiedy jednak, jak się wydawało, odzyskiwali nagle zupełną przytomność umysłu, jakgdyby błyskawicznie uświadamiali sobie sytuację. Pod wpływem nagłego przypływu energji zrywali się na równe nogi i przez krótki przeciąg czasu mówili zupełnie rozsądnie, chociaż z dziką rozpaczą o tem, co nas czeka w najbliższej przyszłości.
Nie jest jednakże bynajmniej wykluczone, że moi towarzysze, patrząc na mnie, doznawali tego samego wrażenia, jakie ja czerpałem z obserwowania ich; być może, że, nie zdając sobie z tego sprawy, popełniałem takie same niedorzeczności, jak oni. Nie potrafię obecnie wyjaśnić dostatecznie tego problemu.
Około południa Parker oświadczył, że dostrzega ląd z lewej strony burty. Jedynie z wielką trudnością