Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/142

Ta strona została przepisana.

widoków, by ujść strasznej śmierci, — tej śmierci, która miała posłużyć najohydniejszemu celowi. Odwaga i energja, pozwalające mi dotychczas znosić wszystkie udręki, rozwiały się nagle bez śladu, niby pierze, pognane gwałtownem dmuchnięciem wiatru. Doznawałem wrażenia, że jestem pozbawionym wszelkiej pomocy, pożałowania godnym biedakiem.
Zrazu nie miałem dość siły, by połupać deskę na drzazgi i uporządkować drewienka; palce odmawiały mi posłuszeństwa, kolana chwiały się pode mną i uderzały o siebie.
Z szaloną szybkością przemykały mi przez mózg tysiące najniemożliwszych planów, któreby udaremniły tę loterję. Przemyśliwałem o tem, by paść do nog towarzyszom i błagać ich o wyłączenie mnie z tej okrutnej gry; to znowu chciałem napaść na nich z nienacka, zabić któregoś z nich i w ten sposób osiągnąć to, że wówczas cała loterja stanie się zbyteczna, słowem, rozmyślałem nad wszystkiem, z wyjątkiem tego, co mi właśnie polecono uczynić.
Nagle głos Parkera przywiódł mnie zpowrotem do przytomności. Przynaglał mnie, bym jak najprędzej wyzwolił ich z tej straszliwej niepewności, jaka wszystkim ciążyła.
Ale i wówczas jeszcze nie mogłem ułożyć drzazg, a natomiast obmyślałem jakiś podstęp, z pomocą którego zdołałbym podsunąć jednemu z towarzyszy najkrótsze drewienko do ręki. Umówiliśmy się bowiem, że ten, który wyciągnie najkrótszą drzazgę, poświęci swe życie dla ocalenia innych.
Zanim ktoś potępi mnie za okrucieństwo i brak serca, niechaj pierwej wyobrazi sobie, jakby sam postąpił, gdyby znalazł się w podobnej sytuacji.