Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/147

Ta strona została przepisana.

dotarcia do zapasów żywności. Nurkowaliśmy naprzemian, to Peters, to ja, raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem.
Gdy słońce skłaniało się ku zachodowi, wydobyliśmy już na pokład cztery nowe dzbany z oliwkami, jeszcze jedną szynkę, gąsior, zawierający mniej więcej trzy galony znakomitej madery i — co nas najbardziej ucieszyło — małego żółwia gallipagos. Kilka tych zwierząt zakupił kapitan Barnard już w chwili, kiedy „Grampus“ wypływał z portu, od załogi skunera, który powracał właśnie z polowania na morskie zwierzęta na wodach Oceanu Spokojnego. Żółwie są bowiem znakomitym środkiem żywności; nie ulega wątpliwości, że ocaliły one życie tysiącom żeglarzy, zajętym połowem wielorybów, lub wędrujących po obszarach Pacyfiku.
Zwierzę, które wydobyliśmy ze śpiżarni, nie było nazbyt duże i ważyło mniej więcej sześćdziesiąt pięć do siedemdziesięciu funtów. Była to samica, ogromnie tłusta. W jej worku żołądkowym znaleźliśmy przeszło ćwierć galona czystej, słodkiej wody. Był to skarb wprost bezcenny, to też wszyscy padliśmy na kolana i gorąco dziękowaliśmy Bogu za okazaną nam pomoc.
Wydobycie wody kosztowało nas wiele trudu, ponieważ zwierzę było niezwykle silne i stawiało zacięty opór. Ale, połączywszy wysiłki, osiągnęliśmy cel; nawet August, mimo zranionego ramienia, dopomagał w tej pracy.
Zebraną wodę przelaliśmy ostrożnie i troskliwie do dzbana, który, jak przypominam, wyłowiliśmy w swoim czasie z kajuty. Dokonawszy tego, oderwaliśmy od butelki szyjkę, która, zatkana korkiem, zmieniła się w rodzaj kubka, mogącego pomieścić niespełna