Nazywam się Gordon Pym. Mój ojciec był powszechnie szanowanym człowiekiem i zajmował się handlem, sprzedając urządzenia okrętowe w mieście Nantucket, gdzie przyszedłem na świat. Mój dziadek ze strony matki był adwokatem, mającym dużą praktykę. Los sprzyjał mu zawsze w procesach, prócz tego z dużem powodzeniem spekulował akcjami Nowego Banku w Edgartonie, jak się ta instytucja oficjalnie nazywała. Dzięki temu, oraz wykorzystując inne jeszcze źródła, zdobył wcale piękny majątek. Dziadek, jak sądzę, kochał mnie bardziej, niż kogokolwiek na świecie, to też mogłem oczekiwać, że po jego śmierci odziedziczę przeważną część jego majętności.
Gdy miałem sześć lat, dziadek umieścił mnie w szkole starego pana Ricketa, gentlemana, posiadającego tylko jedno ramię i odznaczającego się niezwykle ekscentrycznem zachowaniem; znają go dobrze wszyscy, którzy kiedykolwiek odwiedzali New Bedford. Pod jego kierownictwem pozostawałem aż do szesnastego roku życia, potem zaś zacząłem uczęszczać do wyższej szkoły pana E. Ronalda. Tam poznałem się z synem pana Barnarda, kapitana okrętu, który odbywał podróże w służbie Lloyda i Vredenburgha. Pan Barnard jest również dobrze znaną osobistością w New Bedford, a posiadał też, jak sądzę, sporo związków znajomości w Edgartonie.