Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/153

Ta strona została przepisana.

Dzisiaj wieczorem zjedliśmy ostatnie oliwki. Woda w dzbanie tak się popsuła, że bez przymieszki wina wogóle nie można jej przełknąć. Wobec tego zapadło postanowienie, że jutro rano zabijemy żółwia.
31-y lipca. Po nocy, którą spędziliśmy wśród ciągłego lęku i wielkiego znużenia, ponieważ przechylenie się statku było coraz groźniejsze, zabraliśmy się do zabicia i poćwiartowania żółwia. Był on znacznie mniejszy, aniżeli się to poprzednio z pozorów wydawało; — nadające się do jedzenia mięso ważyło nie więcej, niż dziesięć funtów. Zamierzając zachować część mięsa możliwie najdłużej, pokrajaliśmy je na drobniutkie kawałki, napełniliśmy niemi trzy puste naczynia z oliwek i flaszkę z wina (opróżnioną już całkiem), zalewając mięso resztkami oliwy. W ten sposób odłożyliśmy na zapas około trzech funtów i poprzysięgliśmy sobie, że nie naruszymy ich wcześniej, póki nie wyczerpiemy ostatnich posiadanych zapasów. Potem postanowiliśmy ograniczyć codzienne kąski do czterech uncji dziennie, tak by cały zapas mięsa mógł nam starczyć na trzynaście dni.
O zmierzchu spadł ulewny deszcz wśród burzy z błyskawicami i piorunami. Trwał on jednak tak krótko, że nie zdołaliśmy zebrać ponad pół kwaterki wody. Przeznaczyliśmy tę wodę dla Augusta, którego stan ciągle się pogarszał. Wypił ją wprost z płachty, którą trzymaliśmy nad nim w ten sposób, że krople kapały mu do ust. Nie posiadaliśmy bowiem żadnego próżnego naczynia.
Napój nie przyniósł choremu wcale ulgi, jak się wydawało. Zranione ramię jest zupełnie czarne od przegubu do łopatki; nogi skostniałe i zimne jak lód. Oczekiwaliśmy, że umrze lada chwila. Wychudł stra-