Syn kapitana, imieniem August, był prawie o dwa lata starszy ode mnie. Kiedyś towarzyszył ojcu w wyprawie na wieloryby do John Donaldson i zawsze opowiadał cuda o swych przygodach na południowym Oceanie Spokojnym. Odwiedzałem go bardzo często, nieraz spędzałem u niego całe dnie, a nawet całe noce. Sypialiśmy w jednem łóżku i nieraz nie zmrużyliśmy oka aż do świtu, ponieważ August mówił bez znużenia o mieszkańcach Tinianu lub o innych wyspach, które zwiedził podczas swej podróży. Interesowałem się niesłychanie jego opowiadaniami. Aż wreszcie z coraz bardziej nieprzepartą siłą ogarniało mnie pragnienie, by zostać żeglarzem.
Za cenę siedemdziesięciu pięciu dolarów kupiłem łódź żaglową o pięknej nazwie „Ariel“. Miała ona kajutę w połowie pokładu i była zbudowana, jak szalupa. Nie pamiętam już dzisiaj, jaką posiadała pojemność, ale wiem, że bez przeciążenia mogła zabrać na pokład dziesięciu ludzi. Na tej to łodzi przedsiębraliśmy najbardziej szalone wyprawy i kiedy wspomnę o tem, wydaje mi się wprost cudem, że żyję jeszcze po dzień dzisiejszy.
Opowiem jednę z tych przygód, jako introdukcję do dłuższej i bardziej urozmaiconej historji.
Pewnego wieczora odbywało się przyjęcie u państwa Barnardów, a pod koniec uczty i August i ja sam byliśmy nie mało pijani. Jak zazwyczaj w podobnych wypadkach, przydługich odwiedzin, wolałem ułożyć się do snu w jego łóżku, zamiast wracać do domu. August zasnął, jak mi się wydawało, zupełnie spokojnie (było około pierwszej godziny, gdy uczta dobiegła końca); ani słowem też nie wspomniał o zwykłym temacie naszych rozmów. Minęło może pół godziny od chwili,
Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/16
Ta strona została przepisana.