Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/174

Ta strona została przepisana.

załatwić tam jakieś interesy, o których nie wiedziałem nic bardziej szczegółowo. Kapitan Guy zabrał z sobą zapieczętowaną flaszę, zawierającą wewnątrz jakieś pismo, i udał się na szczyt najwyższego nadbrzeżnego pagórka, chcąc prawdopodobnie złożyć tam ów list dla okrętu, który w późniejszej porze miał nadpłynąć ku wyspie. Peters i ja towarzyszyliśmy Mr Pattersonowi i wyruszyliśmy wzdłuż brzegu wyspy, poszukując legowiska morskich cieląt.
Trzy tygodnie spędziliśmy na tych poszukiwaniach, zwiedzając i przepatrując drobiazgowo nietylko wszystkie kątki i zakątki wyspy Kerguelen, ale również wysp sąsiednich. Łup nasz jednak nie był obfity. Po niesłychanych wysiłkach zdobyliśmy zaledwie trzysta pięćdziesiąt skór. Napotykaliśmy, coprawda, mnóstwo fok, ale były one nazbyt płochliwe.
Słoniów morskich było również dużo na wschodniem wybrzeżu wyspy, ale zdołaliśmy zabić zaledwie dwadzieścia sztuk, i to po przezwyciężeniu ogromnych trudności. Na małych wysepkach widzieliśmy bardzo wiele rudych fok, ale wobec niewielkiej wartości ich skór, nie napastowaliśmy ich wcale.
Dnia jedenastego listopada powróciliśmy na pokład skunera. Kapitan ze swym siostrzeńcem oczekiwali już na nas. To, co opowiadali o wnętrzu wyspy, nie było wcale zachęcające. Podobno była to najbardziej ponura i nieurodzajna okolica pod słońcem. Dwie noce musieli spędzić pod gołem niebem, ponieważ nie porozumieli się należycie ze sternikiem i wskutek tego łódź, mająca odwieźć ich zpowrotem, spóźniła się na oznaczone miejsce spotkania.