Zaniechawszy poszukiwania wysp Glassa, przez cztery tygodnie żeglowaliśmy ku południowi, nie napotykając po drodze pływających lodów. Dopiero popołudniu dnia dwudziestego szóstego, gdy dotarliśmy do 63° 23’ południowej szerokości przy 41° 25’ zachodniej długości, ujrzeliśmy kilka wysepek lodowych i niezbyt wysoką górę lodową. Słaby wiatr pędził nas niemal ciągle ku południo-wschodowi; gdy zmieniał się chwilami na zachodni, sprowadzał zawsze opady deszczowe. Codziennie prawie padał śnieg. Termometr wskazywał w dniu dwudziestego siódmego trzydzieści pięć stopni Farenheita.
1-y stycznia 1828 roku. W tym dniu pływające lody otoczyły nas z wszystkich stron, grożąc uwięzieniem. Przez cały ranek srożył się huragan z północo-wschodu, miotając na ster i tylną część statku grube płyty lodu, tak że wszyscy przeraziliśmy się zagrażającem nam niebezpieczeństwem. Wieczorem burza szalała jeszcze w dalszym ciągu, ale, na szczęście, potężna płaszczyzna lodowa przed nami rozdzieliła się nagle, otwierając przejście. Pełnemi żaglami przepłynęliśmy przez ten korytarz, wymijając ostrożnie drobne grudy lodu i wydostaliśmy się znowu na morze, wolne od lodów. Wtedy, nie obawiając się już niebezpieczeństwa, popłynęliśmy dalej o przednim żaglu.