Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/193

Ta strona została przepisana.

bieguna widać tylko bezmierne płaszczyzny lodowe, z pośród których tu i ówdzie wysterczają olbrzymie góry o niebosiężnych wierzchołkach. Płyniemy dalej ku zachodowi w nadziei, że znajdziemy jakieś przejście.
14-y stycznia. Dzisiaj rano dotarliśmy do zachodniego krańca lodowej ławicy, zagradzającej nam drogę. Opłynąwszy jej brzegi, wydostaliśmy się znowu na otwarte morze, na którem nie widać ani kawałka lodu. Zapuściliśmy sondę na dwieście sążni w głąb wody i wykryliśmy prąd, płynący z szybkością pół mili na godzinę. Temperatura powietrza wynosiła czterdzieści siedem stopni, temperatura wody trzydzieści cztery stopnie.
Popłynęliśmy dalej ku południowi, nie spotykając już większych przeszkód po drodze aż do dnia szesnastego stycznia. W południe tegoż dnia dotarliśmy do 81° 21’ południowej szerokości przy 42° zachodniej długości.
Jeszcze raz zbadaliśmy morze z pomocą sondy i stwierdziliśmy, że prąd pomyka z szybkością trzech ćwierci mili na godzinę ku południowi. Wahania igły magnetycznej jeszcze się zmniejszyły, temperatura jest łagodna i przyjemna, termometr wzniósł się w górę do pięćdzięsięciu jeden stopni.
W tym okresie czasu nie dostrzegliśmy naokół ani okrucha lodu. Nikt na pokładzie nie wątpi już, że uda się dotrzeć do bieguna południowego.
17-y stycznia. Dzień dzisiejszy obfitował w wydarzenia.
Nieprzeliczone gromady ptactwa przelatywały nad naszemi głowami ku południowi. Ustrzeliliśmy z pokładu kilka ptaków, a jeden z nich, z rodzaju pelikanów, dostarczył nam wybornego obiadu.