Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/199

Ta strona została przepisana.

W ciągu dnia widzieliśmy kilka dużych wielorybów i nieprzeliczone gromady albatrosów, ciągnących wysoko ponad statkiem. Wyłowiliśmy też nieznany nam krzak z czerwonemi jagodami, podobnemi do głogu, oraz zwłoki jakiegoś zwierzęcia o szczególnym wyglądzie, mieszkającego niewątpliwie na stałym lądzie. Zwierzę miało trzy stopy długości i sześć cali wysokości; cztery bardzo krótkie odnóża były uzbrojone długiemi, błyszczącemi, czerwonemi pazurami, bardzo podobnemi do koralowej masy. Ciało jego pokrywała jedwabisto-miękka, gładka, śnieżno-biała skóra. Ogon był cienki, jak u szczura i miał prawie półtorej stopy długości. Łeb przypominał nieco koci, ale uszy były długie, obwisłe, jak u psa. Zęby mieniły się czerwienią, podobnie jak pazury.
19-y stycznia. Dzisiaj dotarliśmy właśnie do 83° 20’ południowej szerokości i 43° 5’ zachodniej długości (woda posiadała niezwykle ciemną barwę), gdy straż z bocianiego gniazda po raz drugi w tej naszej podroży doniosła o pojawieniu się lądu.
Po dokładniejszej obserwacji, w miarę zbliżania się, rozróżniliśmy wyraźnie grupę wielkich wysp. Wybrzeża ich były strome, wnętrze wysp wydawało się bogato zalesione, co przepełniło nasze serca wielką radością.
Mniej więcej w cztery godziny później zarzuciliśmy kotwicę na głębokości dziesięciu sążni, w odległości mili od brzegu, w piaszczyste dno morza; wobec spiętrzonych fal i prądów podwodnych bliższe podpłynięcie ku lądowi groziłoby nam niebezpieczeństwem.
Spuściliśmy dwie największe łodzie, do których wsiadł oddział dobrze uzbrojonych marynarzy. Peters i ja towarzyszyliśmy im. Celem naszym było odszu-