celem skrzepienia sił załogi i zgromadzenia nowego zapasu materjałów opałowych i środków żywności — propozycja ta — powtarzam — bynajmniej mnie nie zachwyciła. Zaproponowałem zatem kapitanowi, abyśmy odwiedzili te wyspy dopiero podczas powrotnej podróży i ewentualnie przezimowali tutaj na wypadek, gdyby lody zamknęły nam drogę.
Kapitan zgodził się ostatecznie na mój plan, ponieważ uzyskałem wielki wpływ na niego (nie wiem, doprawdy, jakiej, mnie samemu nieznanej, przyczynie to przypisać). Postanowiono więc, że pobyt nasz na wyspach ograniczy się do jednego tygodnia, nawet gdybyśmy znaleźli w nadmiarze poszukiwanego na chińskich targach mięczaka „biche de mer“ i że potem wyruszymy niezwłocznie w drogę ku południowi, starając się dotrzeć możliwie najdalej.
Zgodnie z tem postanowieniem, poczyniliśmy wszystkie potrzebne przygotowania do wylądowania i pod
przewodnictwem Too-wita przeprowadziliśmy statek „Jane Guy“ przez skalne rafy. Zarzuciliśmy kotwicę w czarne piaszczyste dno w odległości mniej więcej mili od wybrzeża w małej zatoce na południowo-wschodnim krańcu głównej wyspy. Zatokę otaczał ląd dookoła, woda miała dziesięć sążni głębokości. Tuż obok zatoki, jak nas powiadomiono, tryskały trzy źródła
doskonałej wody do picia; w sąsiedztwie znajdowało się bardzo dużo drzewa na opał.
Cztery czółna wpłynęły za nami do zatoki, trzymały się jednakże w przyzwoitej odległości. Sam Too-wit pozostał na pokładzie skunera, a kiedy zapuściliśmy kotwicę, zaprosił nas, byśmy towarzyszyli mu na ląd i obejrzeli jego osadę.
Kapitan Guy zgodził się na to. Dziesięciu dzikich
Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/205
Ta strona została przepisana.