Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/207

Ta strona została przepisana.

wzbranialiśmy się pójść za ich przykładem, przypuszczaliśmy bowiem, że woda ta uległa zepsuciu. Dopiero później przekonaliśmy się, że wszystka woda na całej wyspie miała taki właśnie wygląd i właściwości.
Nie umiem wprost opisać dokładnie natury tego płynu, a w każdym razie nie łatwo przedstawić ją w niewielu słowach. Chociaż bardzo szybko spływała po wszystkich zboczach skalnych, jak każda zwyczajna woda, to jednak tylko wówczas, gdy spadała strumieniem zgóry, sprawiała wrażenie przeźroczystej cieczy. Coprawda, w rzeczywistości była tak samo przeźroczysta, jak każda inna, zawierająca wapno woda, jednakże bynajmniej nie taki był jej wygląd. Na pierwszy rzut oka, zwłaszcza w miejscach słabszego spadku, przypominała, pod względem swej gęstości, silny rozczyn gumy arabskiej w zwyczajnej wodzie.
Nie była to jednakże jej najbardziej charakterystyczna i najbardziej zdumiewająca właściwość. Najwięcej zagadkowem wydawało się to, że woda na wyspie ani nie była bezbarwna, ani też nie posiadała jednolitej barwy. Gdy spoglądało się na nią w chwili, gdy przepływała, mieniła się wszelkiemi możliwemi odcieniami purpury, tak jak mieniąca się jedwabna tkanina. Jeżeli mam wyznać prawdę, to właśnie ta zmienność refleksów zdumiała nas nie mniej, aniżeli zdumiał się Too-wit na widok zwierciadła.
Zaczerpnęliśmy pełne naczynie wody, pozwoliliśmy, by się spokojnie ustała i przekonaliśmy się, że cała płynna masa składa się z licznych żyłek o rozmaitem zabarwieniu. Poszczególne arterje nie mieszały się z sobą. Drobiny takich samych arterji spływały się w jedność, natomiast przenikanie się wzajemne różnobarwnych żyłek nie było całkowite.