Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/212

Ta strona została przepisana.

dziesięciu jeden stopni. Żółwie gallipago mnożyły się tu w ogromnych ilościach.
Dzikich zwierząt widzieliśmy bardzo niewiele, a te, które dostrzegliśmy, ani nie były duże, ani nie przypominały nam znanych gatunków.
Raz czy dwa razy przecięły nam drogę ogromne, groźnie wyglądające węże. Ponieważ tubylcy nie zwracali na nie wcale uwagi, doszlismy do przekonania, że nie są to jadowite stworzenia.
Gdy zbliżyliśmy się ku wiosce w towarzystwie Too-wita i jego orszaku, wybiegł naprzeciw nas wielki tłum dzikich, witając nas głośnemi okrzykami, wśród których dźwięczały zwłaszcza te ustawicznie powtarzające się słowa: „Anamoo-moo!“ i „Lama-Lama!“ Ku ogromnemu zdumieniu stwierdziliśmy, że mieszkańcy osady, z wyjątkiem jednego czy dwóch zaledwie, byli zupełnie nadzy; ubraniem ze skór posługiwali się tylko ci ludzie, którzy płynęli w łodziach. Wydawało się również, że cała broń, istniejąca na wyspie, znajduje się wyłącznie w ich posiadaniu, albowiem nie zauważyliśmy, by którykolwiek z wyspiarzy, wybiegających na nasze powitanie, posiadał jakąkolwiek bron zaczepną czy odporną.
Wraz z tubylcami zjawiła się także znaczna liczba kobiet i dzieci. Z pośród mieszkańców osady kobiety wyróżniały się poniekąd swoistą urodą. Były dobrze zbudowane, wysokie i smukłe, ruchy ich odznaczały się wdziękiem i swobodą, w znacznie większym stopniu, aniżeli widuje się zazwyczaj nawet wśród cywilizowanych narodów. Jednakże, podobnie jak mężczyźni, miały wargi grube i mięsiste, tak że nawet podczas śmiechu nie odsłaniały zębów. Włosy ich były bardziej miękkie i delikatne, aniżeli włosy mężczyzn.