Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/215

Ta strona została przepisana.

z tych świń o smukłych nogach, które to stworzenia zauważyliśmy w pobliżu wioski.
Ponieważ Too-wit zauważył, że nie wiemy, jak zabrać się do tej uczty, dał nam dobry przykład i począł wprost połykać smakowitą potrawę łokieć po łokciu. Niestety, nam wystarczył już sam widok. Nie zdołaliśmy zapanować nad sobą, a żołądki nasze wyraziły wymownie swe oburzenie i niezadowolenie, co znowu zdumiało niesłychanie „jego majestat“. Przywódca zdumiał się nie mniej, aniżeli wówczas, kiedy spojrzał w zwierciadło. Z obrzydzeniem odmówiliśmy spożycia podawanych nam smakołyków i usiłowaliśmy wytłumaczyć mu gestami, że najedliśmy się już poprzednio do syta i dlatego nie odczuwamy wcale apetytu.
Skoro monarcha ukończył ucztę, poddaliśmy go krzyżowym zapytaniom, usiłując we wszelkie możliwe sposoby wybadać, jakie są główne produkty kraju i jakie stąd mogli byśmy wyciągnąć dla siebie korzyści.
Po upływie dłuższego czasu, jak się wydawało, przywódca dzikusów zrozumiał nareszcie, o co nam chodzi. Co więcej, zaofiarował się zaprowadzić nas niezwłocznie na tę część wybrzeża, gdzie — jak dowodził — znaleźć można biche de mer w ogromnej obfitości. Dowodem zrozumienia naszych żądań było to, że wskazał palcem na jedno z tych stworzeń.
Byliśmy niezmiernie uradowani, że w ten sposób wydobędziemy się z zaciskającego się koło nas pierścienia dzikich i wytłumaczyliśmy mu znakami, że najchętniej wyruszymy wraz z nim natychmiast w drogę do celu.
Niebawem wyszliśmy z namiotu-chaty i powędrowaliśmy pod wodzą Too-wita, w towarzystwie całej ludności osady, ku południowo-wschodniemu krań-