Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/223

Ta strona została przepisana.

dliwie obmyślonego planu naszej zagłady i że ci wyspiarze, których poczynaliśmy nieomal szanować, byli najbardziej barbarzyńskimi, okrutnymi, podstępnymi i nędznymi łajdakami, jacy kiedykolwiek istnieli na świecie.
Dnia pierwszego lutego udaliśmy się na ląd, aby odwiedzić osadę. Aczkolwiek nie żywiliśmy żadnych podejrzeń, to jednak nie zaniedbano wskazanych środków ostrożności. Na pokładzie skunera pozostało sześciu ludzi. Otrzymali oni rozkaz, by nie dopuszczali na statek podczas naszej nieobecności pod żadnym pozorem nikogo z pośród dzikich tubylców i by nieustannie czuwali na pokładzie. Załoga wysunęła ochronne parapety, naładowała działa kulami i podwójnym nabojem kartaczy; moździerze przygotowano również do użycia, nabijając je kulami od muszkietów. Skuner stał na kotwicy w odległości mili od wybrzeża, wskutek czego ani jedna łódź nie mogła niepostrzeżenie przybliżyć się ku niemu, każda znalazłaby się natychmiast w linji obstrzału.
Sześciu marynarzy pozostało zatem na pokładzie. Oddział, wyruszający na wybrzeże, liczył ogółem trzydziestu dwóch ludzi. Wszyscy byliśmy uzbrojeni od stóp do głów; każdy z nas dźwigał muszkiet, pistolety i kordelas, prócz tego każdy miał jeszcze długi nóż marynarski, przypominający poniekąd t. zw. „bowie-knife“, tak bardzo rozpowszechniony obecnie w zachodnich i południowych okolicach kuli ziemskiej.
Stu wojowników, odzianych w czarne skóry, oczekiwało na nas w miejscu, gdzie wylądowaliśmy, chcąc towarzyszyć nam w drodze wgłąb wyspy. Z niemałem zdziwieniem zauważyliśmy, że wszyscy są bezbronni. Kiedy zapytaliśmy Too-wita o przyczynę tego, od-