Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/228

Ta strona została przepisana.

jakiejkolwiek nadziei ratunku. Ogarnęła nas na dłuższy przeciąg czasu beznadziejna, bezsilna rozpacz, jakiej nie zdoła pojąć ten, kto nie znajdował się kiedyś w podobnem położeniu. I dzisiaj jeszcze, rozważając na zimno tę przygodę, twierdzę stanowczo, że pomiędzy najróżnorodniejszemi przeżyciami ludzkiemi, zarówno natury duchowej jak cielesnej, nie ma absolutnie nic, co możnaby porównać z naszym ówczesnem cierpieniem, gdy zostaliśmy żywcem pogrzebani.
Już otaczająca ofiarę dokoła nieprzenikniona ciemność, straszny ucisk płuc i duszące wyziewy wilgotnej ziemi sprawiają niewymowne cierpienie. Zwiększa je jeszcze przerażająca świadomość, że człowiek jest beznadziejnie odcięty od świata żyjących istot, że jest poprostu trupem, chociaż jeszcze żyje. A wszystko, razem wzięte, napełnia serce ludzkie dreszczem zimnej grozy, ścina krew w żyłach przestrachem, którego ani znieść, ani opisać niepodobna.
Wreszcie Peters ocknął się z przygnębienia i zaproponował, byśmy zbadali rozmiar klęski, której padliśmy ofiarą i byśmy, choćby po omacku, dotykiem rąk zapoznali się z naszem więzieniem. Nie było wykluczone, jak dowodził, że znajdziemy jakiś otwór lub przejście, którędy zdołamy się może wymknąć. Uchwyciłem się i ja także tej wątłej nadziei i skupiwszy całą energję, próbowałem usuwać z drogi gruzy i sypką ziemię.
Istotnie, zaledwie posunąłem się o krok naprzód, dostrzegłem wąziutką smugę światła, prawie niedostrzegalną, ale bądź co bądź rokującą przynajmniej nadzieję, że w żadnym razie nie grozi nam zupełny brak powietrza.
To odkrycie dodało nam odwagi, poczęliśmy po-