Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/234

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXII.


Sytuacja, w jakiej się znajdowaliśmy, nie była bynajmniej bezpieczniejsza i lepsza, aniżeli poprzednio, kiedy sądziliśmy, że jesteśmy żywcem pogrzebani. Albowiem czegóż innego mogliśmy oczekiwać, jak nie tego losu, że albo dzicy tubylcy zamordują nas, i to wśród strasznych męczarni, albo też pochwycą nas i przemienią w niewolników, skazując nas na beznadziejne bytowanie.
Coprawda, przez pewien okres czasu udałoby się nam może ukrywać się przed wrogami wśród tych opustoszałych skał. Ale potem musiała nadejść sroga zima polarna, grożąca nam mrozem i głodem, grożąca więc śmiercią nawet w tym szczęśliwym wypadku, gdybyśmy już przedtem, przy szukaniu jakiegoś schroniska, nie zostali wykryci przez dzikich tubylców.
Zdawało się, że cała okolica poprostu zaroiła się dzikimi. Z naszego wysokiego punktu obserwacyjnego zauważyliśmy, że ogromne gromady tubylców nadpływają na tratwach z sąsiednich południowych wysp, niewątpliwie w tym celu, aby wziąć udział w złupieniu statku „Jane Guy“.
Okręt ciągle jeszcze stał spokojnie na kotwicy w zatoce; załoga na pokładzie nie przeczuwała wcale, jak straszne grozi jej niebezpieczeństwo. O! jakże gorąco pragnęliśmy w tej chwili, by znajdować się ra-