Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/235

Ta strona została przepisana.

zem z tymi ludźmi! Jakże pragnęliśmy, albo wespół z nimi ważyć się na śmiałą próbę ucieczki, albo też zginąć razem z nimi po bohaterskiej walce! Ale, niestety, nie widzieliśmy sposobu uprzedzenia ich o grożącem niebezpieczeństwie, bez narażenia samych siebie na wykrycie. A zresztą i ten jakiś sygnał ostrzegawczy mógłby właściwie przyspieszyć tylko ich zagładę.
Prawda! Wystarczyłby może jeden wystrzał z pistoletu, aby im oznajmić, że na wyspie wydarzyło się nieszczęście. — Ale wystrzał ten nie poniósłby im jednocześnie wiadomości, że jedyną drogą ratunku jest na¬ tychmiastowa, pospieszna ucieczka, że nie mają już bynajmniej obowiązku wyczekiwać, ponieważ towarzysze ich już nie żyją. A czyż można przewidzieć, coby uczynili, gdyby usłyszeli wystrzał? Nie byliby bądź co bądź ani lepiej ani gorzej przygotowani na przyjęcie wroga, niż w obecnej chwili. Więc ostrzeżenie nie zapewniało im w żadnym razie korzyści, nam zaś danie hasła groziło natychmiastową śmiercią. Po głębszej rozwadze zaniechaliśmy więc tego zamiaru.
Potem przyszedł nam pomysł, aby przedrzeć się ku wybrzeżu, zawładnąć jednem z czterech czółen, umocowanych na przylądku zatoki i wywalczyć sobie drogę na pokład.
Niebawem jednakże musieliśmy dojść do przekonania, że urzeczywistnienie takiego projektu jest bezwarunkowo niemożliwe. Cała okolica, jak wspomniałem, roiła się dzikimi, którzy kryli się wśród krzaków i załomów wzgórza, nie chcąc, by ich dostrzeżono z pokładu. W najbliższem sąsiedztwie dostrzegaliśmy wojowników, odzianych w czarne skóry. Przecinali nam oni jedyną drogę, którą możnaby było dotrzeć do odpowiedniego punktu na wybrzeżu. Too-wit stał na