Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/244

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXIII.


W ciągu następujących sześciu czy siedmiu dni pozostawaliśmy ukryci w naszem schronisku i opuszczaliśmy je tylko kiedy niekiedy, aby z największą ostrożnością zdobyć zapas wody lub orzechów. Zbudowaliśmy ponad platformą rodzaj wiszącego dachu, sporządziliśmy sobie legowisko z suchych liści i ustawiliśmy trzy duże kamienie, które służyły nam za stół i ognisko. Ogień rozpalaliśmy bez trudności, pocierając o siebie twardy i miękki kawałek drzewa.
Ptak, upolowany w szczęśliwej chwili, dostarczał doskonałego, chociaż trochę łykowatego pokarmu. Nie był to ptak morski, lecz — jak już wspomniałem — przypominający bąka, o upierzeniu kruczo-czarnem, szaro-nakrapianem; skrzydła miał bardzo małe, w stosunku do swej wielkości. Widzieliśmy później jeszcze trzy takie same ptaki, krążące w pobliżu naszej rozpadliny i jakgdyby poszukające zabitego przez nas towarzysza. Ponieważ ani raz nie opuściły się na ziemię, więc nie mieliśmy możności schwytania ich.
Dopóki starczyło nam mięso ptaka, nie odczuwaliśmy żadnych braków; gdy jednak zjedliśmy je całe, w dość szybkiem tempie, trzeba było rozejrzeć się dokoła i poszukać nowych zapasów żywności. Orzechy nie wystarczały, by zaspokoić dręczący nas głód; co