Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/254

Ta strona została przepisana.

na ziemię u stóp stromej skały, nie naraziwszy się na nic złego.
Trwało to dosyć długo, zanim skupiłem moją odwagę i zdecydowałem się pójść za jego przykładem. Ale ostatecznie zaryzykowałem. Zanim Peters wyruszył w tę podróż, zdjął z siebie koszulę, związał ją razem z moją i przygotował mi potrzebną do przeprawy linę. Zrzuciwszy w dół muszkiet, odnaleziony w zasypanej rozpadlinie, przywiązałem moją linę do leszczynowych krzaków i począłem spuszczać się wzdłuż ściany skalnej.
Pierwsze cztery czy pięć stopni przebyłem szczęśliwie, zachowując równowagę umysłu. Nagle jednak rozbudziła się moja wyobraźnia i poczęła nasuwać mi obrazy grożących niebezpieczeństw, a więc zawrotną wysokość, z której schodzę, słabe umocowanie drewnianych kołków, będących jedynym punktem oparcia, kruchość miękkiej ściany. Usiłowałem odpędzić od siebie te myśli, skupiając całą uwagę na wpatrywanie się w gładką powierzchnię skały. Nadaremnie! Im bardziej starałem się zapomnieć o tem, co mi grozi, tem wyraźniej i natrętniej stawały przed oczyma duszy straszne obrazy.
I wreszcie nadszedł moment, w podobnych wypadkach najbardziej niebezpieczny, kiedy wyobraźnia poczęła malować uczucia, jakich będę doznawać podczas upadku: wyobrażałem sobie zatem, jak doznaję zawrotu głowy, jak robi mi się słabo, jak bronię się ostatnim wysiłkiem przed grożącą katastrofą i jak wreszcie spadam gwałtownie z ogromnej wysokości.
Nieomal fizycznie odczuwałem, jak te obrazy fantazji zmieniają się w rzeczywistość. Kolana moje drżały i gwałtownie stukały o siebie, palce, zaciśnięte kur-