Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/264

Ta strona została przepisana.

i możliwie zabezpieczyć z tej strony przed uderzeniem fal.
Dwa inne wiosła ustawiliśmy niby maszty naprzeciwko siebie, co dało nam podporę do przymocowania żagli. Płócienne koszule doskonale zastąpiły żagiel. W pracy tej natrafiliśmy na dużo trudności, zwłaszcza, że jeniec nasz stanowczo odmówił swej pomocy w urzeczywistnieniu tego planu, chociaż naogół pracował chętnie. Wydawało się, że widok białego płótna budzi w nim szczególną odrazę. Nie mogliśmy go nakłonić, by dotknął ręką płótna, lub choćby przybliżył się ku niemu; kiedy zaś próbowaliśmy go przymusić, drżał na całem ciele i żałośliwie powtarzał okrzyk: Tekeli-li!
Gdyśmy zdołali w ten sposób ubezpieczyć nieco nasze czółno, pożeglowaliśmy ku południowi, okrążając grupę wysp, najbardziej w tym kierunku wysuniętą. Nie mogliśmy uskarżać się na pogodę: od północy wiał bez przerwy łagodny wiatr, ułatwiający nam żeglugę, morze było wygładzone, światłość dzienna trwała przez całą dobę. Nigdzie nie dostrzegaliśmy lodów; właściwie odkąd przekroczyliśmy równoleżnik wyspy Benneta, nie widzieliśmy już ani odrobiny lodu.
Przeciwnie, temperatura wody była bardzo ciepła, tak, że każda ilość lodu musiałaby się niezwłocznie rozpuścić. Zabiliśmy największego z naszych żółwi, co nietylko dostarczyło nam obfitego pożywienia, ale i wody poddostatkiem. W ten sposób płynęliśmy przez siedem czy ośm dni w obranym kierunku, nie doznawszy w tej podróży żadnej przygody. Niewątpliwie, musieliśmy w ciągu tego czasu posunąć się bardzo znacznie ku południowi, wiatr bowiem popychał nas stale, a jednocześnie niósł nas silny prąd, dążący w tymże kierunku.