Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/265

Ta strona została przepisana.

1-wszy marca[1]. Kilka niezwykłych zjawisk zwiastowało nam, że wstępujemy w krainę, pełną nieznanych fenomenów i cudów. Na południowym widnokręgu ukazała się lekka, przeźroczysta warstwa szarawej mgły. Przecinały ją długie smugi świetlne, to biegnące od zachodu ku wschodowi, to od wschodu ku zachodowi i zlewające się kiedy niekiedy w jedną linię świetlną. Zjawisko to, mieniące się rozmaitemi odcieniami światła, przypominało poniekąd zorzę północną. Średnia wysokość owej mglistej chmury, o ile mogliśmy ocenić z naszego punktu obserwacyjnego, wynosiła dwadzieścia pięć stopni. Temperatura morza z każdą chwilą niemal podnosiła się coraz bardziej, a także zabarwienie fal ulegało widocznej zmianie.
2-gi marca. Dzisiaj, wypytując naszego jeńca, wydobyliśmy z jego zeznań nieco szczegółów, odnoszących się do wyspy, gdzie dokonano morderczego zamachu, do mieszkańców tego lądu i ich zwyczajów. — Czy jednak szczegóły te zdołają teraz zainteresować czytelnika?

Więc wspomnę tylko, że archipelag składał się z ośmiu wysp, rządzonych przez jednego władcę, nazwiskiem Tsalemon czy Psalemoun, który rezydował na najmniejszej z wysp. Czarne skóry, służące wojownikom za odzież, pochodziły z ogromnego zwierzęcia, hodowanego jedynie w dolinie w pobliżu rezydencji władcy. Wyspiarze umieli budować tylko tratwy; cztery łodzie, jakie posiadali, pochodziły z odległej, wielkiej wyspy, położonej na południowy zachód od archipelagu i tylko przypadkiem wpadły w ich ręce. Jeniec nasz nazywał

  1. Z rozmaitych przyczyn nie mogę zaręczyć, czy daty te są zupełnie ścisłe. Dają one jednak obraz ciągłości wypadków, czerpałem je zaś częściowo z poczynionych ołówkiem zapisków.