przezemnie wyprawie. Co gorzej, dziadek, na którego pomoc i poparcie liczyłem, oświadczył stanowczo, że
mnie wydziedziczy i nie da złamanego grosza, jeżeli ośmielę się jeszcze kiedykolwiek choćby wspomnieć o podróży.
Wszystkie te przeszkody, zamiast odwieść mnie od zamiaru, dolewały tylko oliwy do ognia. Postanowiłem bądź co bądź pojechać, a kiedy oznajmiłem Augustowi to niezłomne postanowienie, poczęliśmy obaj przemyśliwać nad sposobem urzeczywistnienia projektu. W domu wystrzegałem się, oczywiście, wszelkiej wzmianki o przygotowującej się wyprawie, a ponieważ oddawałem się równocześnie demonstracyjnie normalnym
zajęciom szkolnym, przypuszczono, że zaniechałem mego przedsięwzięcia. Ileż to razy wspominałem później z odrazą i smutkiem o swojem ówczesnem zachowaniu się. Wyrafinowana obłuda była podstawą wszystkich moich zamierzeń, kłamstwo i oszukaństwo przenikało nawskroś każde moje słowo i każdy postępek. Nic nie mogłoby usprawiedliwić mojego postępowania w tym długim okresie czasu. Jedynie, jako okoliczność łagodzącą, mogę przytoczyć to, że do takiej niegodziwości wobec najbliższej, kochającej mnie rodziny doprowadziło namiętne pragnienie przygód i niepohamowana żądza ucieleśnienia wymarzonych wędrówek.
Zgodnie z przyjętym przezemnie systemem postępowania, przygotowaniami do mej podróży zajął się niemal w zupełności August, który spędzał przeważną część dnia na pokładzie „Grampusa“, gdzie wypełniał najrozmaitsze zlecenia ojca, dozorując prace w kajutach i w magazynach międzypokładowych. Za to wieczorem, kiedy stale spotykaliśmy się z sobą, mówiliśmy wyłącznie o naszych nadziejach. Tymczasem prawie
Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/31
Ta strona została przepisana.