Strona:PL Poe - Opowieść Artura Gordona Pyma.djvu/37

Ta strona została przepisana.

ogromne kręgi bulońskich kiełbas, wspaniała szynka, zimna, pieczona baranina i z pół tuzina flaszek, wypełnionych kordjałami i likworami.
Z uczuciem największej rozkoszy zainstalowałem się niezwłocznie w tej małej siedzibie i jestem przekonany, że żaden władca nie wchodził nigdy do swego nowego pałacu bardziej ode mnie uszczęśliwiony. August pouczył mnie jeszcze, jak należy zamykać ruchomą ścianę skrzyni, oraz, skierowawszy ku powale ślepą latarkę, pokazał mi zwisającą tam czarną linkę. Sznur ten — jak mnie objaśnił — prowadził od mojej kryjówki poprzez korytarze aż do otworu w jego kabinie i miał być dla mnie nicią Ariadny na wypadek, gdybym niespodziewanie był zmuszony wezwać jego pomocy. Wreszcie pożegnał się ze mną, pozostawiając mi latarnię i duży zapas świec i zapałek fosforowych, oraz przyrzekając, że będzie mnie odwiedzać możliwie najczęściej, o ile tylko zdoła to uczynić, nie zwracając na siebie uwagi.
Działo się to dnia siedemnastego czerwca 1827 roku.
Trzy dni i trzy noce przesiedziałem spokojnie w kryjówce, nie odważając się jej opuścić. Wychodziłem ze skrzyni tylko na krótką chwilę, aby rozprostować nogi przechadzką po kurytarzu między dwiema klatkami, tuż naprzeciw otworu skrzyni. W ciągu tego czasu August nie pokazywał się wcale. Nie niepokoiłem się tem jednak, zdając sobie sprawę, że statek może lada chwila podnieść kotwicę i że zwłaszcza w tym okresie przyjaciel mój nie łatwo znajdzie sposobność, by mnie odwiedzić.
Wreszcie pewnego dnia posłyszałem szmer otwierania i zamykania ukrytych drzwiczek; w chwilę później August zapytał mnie szeptem, czy wszystko dobrze i czy nie potrzebuję czegoś?